∗
∗ ∗ |
Po odwiedzinach u ojca, Paweł Lantier spiesznie powrócił do mieszkania przy ulicy Szkoły Medycznej.
Renata od rana czuła się coraz lepiej.
Izabella, zwana Zirzabellą, a przez skrócenie Zirzą, siedziała przy niej.
Obiedwie poznały się zsobą blizko i mniemana kwiaciarka całkowicie kobiecym taktem przyjęła ton i obejście, które wcale nie zdradzały studentką kochanki Juliusza Verdier.
— Reconwalescentka czuła się szczęśliwą z powrotu Pawła, którego twarz nie była posępną pomimo szczerego zmartwienia, które na nim wywarła, śmierć hrabiego de Terrys.
— Czy masz pan dla mnie dobre no winy? — zapytała.
— Nie, droga Renato... nie mogłem widzieć panny Honoryny, która boleśnie jest dotkniętą niepowetowanem nieszczęściem?
— Nieszczęściem?... — zapytała córka Małgorzaty.
— Jej ojciec, hrabia de Terrys, umarł dziś zrana...
— Ach! biedna panna Honoryna! — zawołał Renata składając ręce.
I po chwili dodała: