— Nastąpi! Czemuźby nie miało nastąpić? — rzekła Zirza. — Ty kochasz pannę Renatę, a panna Renata...
— Nic nie powiedziała!... — przerwał Paweł.
— A więc, właśnie... przysłowie powiada: — kto milczy zezwala!... Zresztą, te rzeczy to się dają czytać z oczu... i popatrz no na jej...
Renata, właśnie podniosła głowę i jej jasne źrenice wymownie wyrażały czyste upojenie duszy.
— Czy to prawda? czy to w istocie prawda? — zapytał syn Paskala niosąc do ust rękę Renaty, która czuła, że się jej serce rozpływa.
Otworzyła usteczka i wyjąkała tak, które Paweł raczej odgadł niż usłyszał.
Wszedł Juliusz Verdier.
Właśnie była pora obiadowa, i Paweł natychmiast po obiedzie miał się udać na kolej i odjechać do Maison-Rougę.
Zjedzono obiad tak samo jak śniadanie, przy łóżku Renaty.
Rekonwalescentka, stosownie do zlecenia doktora, wypiła drugą filiżankę bulionu.
Wybiła ósma.
— Odjeżdżasz?... — zapytała smutnie córka Małgorzaty.
— Trzeba, droga Renato, ale jutro powrócę... Zostawiam cię z memi dobremi przyjaciółmi i nie niepokoję się... Do jutra! Miej nadzieję, tak ja ją mam i kochaj mnie tak jak ja ciebie!...
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/785
Ta strona została przepisana.