— Nie wiem przez kogo... Pojmujesz pan, że delikatność nie pozwalała mi wypytywać... Przed chwilą wspomniałeś pan o wspólnictwie... Pozwól się pan zapytać, jakiej zbrodni pani Urszula byłaby wspólniczką?...
— Usiłowania morderstwa którego panna Renata o mało nie padła ofiarą...
— Chciano zamordować tę biedną panienkę? — zawołał gospodarz, składając ręce i zwracając do sufitu swój wzrok pomięszany.
— Chciano i prawie dokonano tego... Gdyby nie cud, panna Renata jużby nie żyła.
— Ależ to straszne!... potworne!...
— Tak jest, potworne, lecz nieszczęściem, zbyt prawdziwe...
— A więc, panie, pozwolę sobie stanąć w obronie pani Urszuli... Byłem świadkiem jej rozpaczy, gdy się dowiedziała, że ją opuściła towarzysząca jej panienka i zapewniam pana, że rozpacz ta była szczera’ — Patrzyłem na jej łzy i życiem swojem zaręczyłbym, że nie były fałszywe... Byłem świadkiem jej radości, gdy jej powiedziano, że wkrótce zobaczy pannę Renatę i odwagi, z jaką dla jej ujrzenia narażała się na śmierć, która według zdania doktora mogła nastąpić w skutek nieostrożności... Tyle dowodów poświęcenia, nie pozwalają, według mnie, nawet przypuszczać myśli wspólnictwa ze złoczyńcami!...
— To też gotów jestem zgodzić się, że się stała ofiarą.. — odparł Paweł — Ale któż są ci nędznicy.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/791
Ta strona została przepisana.