Dziewczę, uprzedzone przez instynkt serca, trafnie odgadło.
W istocie był to Paweł.
Wpadł jak uragan i potoczył ku Renacie, która o mało nie zemdlała, tak po największym niepokoju nastąpiła radość najwyższa.
— Poświęciwszy pierwsze chwile tej radości, dziewczę które przyszło do pamięci zadrżało, zbladło.
— Sam? — wyjąkało z pewnem wahaniem. — Sam pan jesteś?
— Tak, sam... — odpowiedział Paweł głosem cichym i smutnym.
— Dla czegożeś nie przywiózł pani Urszuli?...
Student nie odpowiedział.
— Czy nie chciała z panem jechać? — mówiła dalej Renata.
Toż samo milczenie.
— Ach! pan mnie przestraszasz! Czy się ma gorzej?
— Ona już wcale nie cierpi...
— Zatem ją wkrótce ujrzę?
— Nie ujrzysz jej nigdy.
— Dla czego??
— Bo nie żyje...
— Nie żyje! — powtórzyło dziewczę z pomięszaniem.
— Tak, nie żyje, zamordowana.
Renata wydała rozdzierający krzyk i ukryła zbladłą twarz w dłoniach.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/821
Ta strona została przepisana.