Honoryna żądała, aby wystawienie zwłok w bramie trwało jak najkrócej.
Chciała aby starzy przyjaciele jej ojca mogli od wiedzie zmarłego w jego pokoju, zamienionym na kaplicę pogrzebową.
Około dziewiątej zebrała się znaczna liczba zaproszonych.
Rzuciwszy po raz ostatni wzrokiem na spokojny i niezmienioną twarz zmarłego, zebrali się w salonie czekając chwili wyruszenia.
Panna de Terrys zamknęła się u siebie.
Nikomu nie wolno było przestąpić progu tego pokoju, w którym klęcząc przed wielkim krucyfiksem z kości słoniowej modliła się i płakała.
Ktoś lekko zapukał do drzwi.
Wstała i poszła otworzyć.
Ujrzała Filipa, kamerdynera zmarłego.
— Panienko, — rzekł — pani Bertin przyjechała. Kazała pani prosić, abyś ją przyjęła i pomimo zakazu pozwoliłem sobie...
— Dobrześ zrobił... — przerwała Honoryna. — Wprowadź panią Bertin...
W chwilę potem weszła Małgorzata i biedne dziecię z płaczem rzuciło się w jej objęcia.
— Mój ojciec... mój biedny ojciec... — wymówiła złamanym głosem. — Już go nie zobaczysz...
Małgorzata również płakała.
Nie usiłowała nawet odpowiadać frazesami pospolitych pocieszań, ale długo trzymała Honorynę przyciśniętą do piersi.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/827
Ta strona została przepisana.