Nędznik przybywał bezwstydnie odegrywać nikczemną komedyę z panną de Terrys.
Szybko podszedł ku niej, wziął ją za ręce, ścisnął je w swoich i przerywanym głosem mówił o swoim głębokim smutku i gorzkim żalu.
— Kochałeś pan mego ojca, wiem o tem, panie Lantier — odpowiedziała sierota — wiem, że jego pamięć zawsze ci będzie drogą... Dziękuję w jego... dziękuję w swojem imieniu...
Odwróciła się od Paskala i podała ręce Pawłowi, któremu łzy spływały po twarzy i mówiła dalej:
— Nie starasz się mnie pocieszać... Płaczesz wraz ze mną... — Dziękuję!...
W tej chwili otworzyły się drzwi i wszedł kamerdyner, nie wołany.
W niepewnym wzroku przedsiębiercy zajaśniał jakiś niepokój.
— Co tam Filipie? — zapytała młoda panienka.
— Chwila się zbliża — odparł smutnie służący — a panienka mówiła, że ma chęć odwiedzenia po raz ostatni kaplicy pogrzebowej nim... nim...
Niedokończył.
— Dobrze — rzekła Honoryna — idę...
I blada jak widmo, lecz pozornie spokojna, młoda panienka włożyła na sploty jasnych włosów kapelusz żałobny, zarzuciła czarny szal na ramiona. Wzięła Małgorzatę pod rękę, poczem, wspierając się na niej, aby wzmocnić swój chód chwiejący, udała się ku pokojowi zmarłego.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/830
Ta strona została przepisana.