— Dopiero po sekcyi będziemy mieli prawo ją odbyć... Zresztą jestem przekonany, że nic nie znajdziemy... — odparł naczelnik wydziału śledczego.
— Dla czego?
— Od zgonu hrabiego upłynęło dwa dni i dwie noce, jest to aż nazbyt dosyć czasu, aby usunąć materyalne dowody zbrodni.
Do rozmowy wmięszał się sędzia pokoju.
— Panowie — rzekł wskazując na mebelek z czerwonego szyldkretu, przetrząśnięty w wilię tego dnia przez Leopolda Lantier. W zamku jest pęk kluczów. Czy nie zechcecie zajrzeć do środka?
— Naczelnik wydziału śledczego potrząsł głową i rzekł:
— Nie potrzeba... Przyłóż pan pieczęcie i zabierz klucze... Później to rozpatrzymy...
To mówiąc urzędnik z przyzwyczajenia prowadził wzrokiem w około siebie.
Na tym samym stoliku spostrzegł tacę z karafką szklanką i łyżeczkę srebrną, zanurzoną w odrobinę bezbarwnego płynu.
— Co to jest? — szepnął.
Komisarz policyi nadstawił ucha i podwoił baczność.
Naczelnik wydziału śledczego umoczył koniec palca w płynie i zamierzał ponieść go do ust.
— Strzeż się pan — zawołał komisarz policyi, kładąc mu rękę na ramieniu. — Gdyby to była trucizna!...
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/839
Ta strona została przepisana.