— Ciągnij pani... — rzekł — powoli... beż szarpania...
Paulina usłuchała.
Za chwilę potém prześcieradła skręcone w sznur szły od jednego okna do drugiego.
— Teraz, — rzekł więzień — przywiąż je pani do futryny, lecz jak można najsilniéj, gdyż one muszą utrzymać cały mój ciężar. — W imię ludzkości, spiesz się pani, błagam cię!....
— Renato, — rzekła Paulina — pódź mi pomagać.
Blondynka się przybliżyła. — Była ona blada jak marmur i bliższa śmierci niż życia, co jéj jednak nie przeszkadzało przyłożyć rękę do dzieła w milczeniu.
Koniec prześcieradła został silnie uwiązany do futryny; dziewczęta zrobiły trzy węzły, które zacisnęły ze wszystkiéj swojéj mocy.
— On przyjdzie tu? — wyjąkała Renata, której zęby dzwoniły.
— Rozumie się, ale to cię niepowinno niepokoić... — odpowiedziała Paulina. — Ten biedak nie życzy nam nic złego, owszem przeciwnie, a my pełnimy dobry uczynek.
— Czy już koniec? — zapytał Lantier.
— Już.
— Przywiązana mocno?
— Zaręczam.
— Więc usuńcie się panienki na stronę i niczém się nie niepokójcie.
Paulina i Renata cofnęły się w głąb pokoju.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/85
Ta strona została przepisana.