∗
∗ ∗ |
Tłum który na rozkaz komisarza policyi opuścił pałac hrabiego de Terrys, w obec zgorszenia, jakiego nigdy prawie nie było przykładu, jak się można domyśleć, powziął stanowcze przekonanie.
Nikt nie powątpiewał o zbrodni.
Wszyscy, albo przynajmniej prawie wszyscy, uważali Honorynę za ojcobójczynię.
Z pomiędzy świadków złowrogiego dramaty dwoje zaproszonych na obrzęd pogrzebowy doświadczyło bolesnego zdumienia i uczuli najdotkliwsza zmartwienie.
Osobami temi były: Małgorzata Bertin i jej siostrzeniec Paweł.
Paskal Lantier wydawał się równie jak oni przy gnębionym i pozornie był tak samo smutnym jat oni, ale jego smutek i pognębienie były tylko obłudną maską.
— Czy rozumiesz co się dzieje? — rzekła Małgorzata złamanym ze wzruszenia głosem do swego szwagra.
— Niestety! — odpowiedział przedsiębiorca wydając długie westchnienie — chciałem się łudzić i zachować niejaką wątpliwość, ale gdzież sposób, skoro prawda uderza w oczy i skoro wszystko jasno przekonywa, że policya jest na tropie morderstwa?
Małgorzata zadrżała usłyszawszy ten wyraz.