przyszłością, — jednakże chciała mieć pewność pod tym względem.
Pewnego poranku — tego samego w którym powracamy do syna Paskala Lantier, Zirza, która ciągle sypiała przy Renacie, na improwizowanem łóżku, udała się do Juliusza Verdier, u którego Paweł od trzech tygodni korzystał z gościnności.
Przyjaciele pro wadzili z sobą rozmowę.
— Może Renata ma się gorzej? — zapytał żywo Paweł.
— Nie... nie, uspokój się pan... — odpowiedziała studentka siadając na krzesełku jak na koniu, w pozie przez siebie ulubionej, ale której nie śmiała przybierać na dolnem piętrze, — nasza kochana pieszczotka ma się zupełnie debrze... — Właśnie, wstała, ubiera się, i ja skorzystałam z tej chwili, aby z tobą pomówić poważnie...
— Poważnie! — powtórzył Juliusz Verdier z komicznem zadziwieniem. — O! to szalenie zmienia twoje przyzwyczajenia.
— Cicho, ty gaduło!... Ja mówię do Pawła, a nie do ciebie.
— Do mnie? — zawołał student prawa.
— Tak, do ciebie, ale się nie niepokój. — Jest to rzecz poważna, ale nie przestraszająca...
— No, o cóż idzie?
— O twoją miłość... Co ty myślisz zrobić z Renatą?...
— Wiesz dobrze że myślę się z nią ożenić... — odparł Paweł z żywością.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/891
Ta strona została przepisana.