to zawsze z niejaką dumą pomyśli, że mogła sobie sama dawać radę...
— Zirzo, jesteś aniołem!
— To rzecz wiadoma!... Ale w życiu anioła jest także kłopot niemały.
— Jaki?
— Wmówiłeś w Renatę, że Juliusz jest moim prawym mężem, i dręczy mnie myśl, że ona może się dowiedzieć czego innego... Niezmiernie mi idzie o jej szacunek... Nareszcie, ja się pod tym względem urządzę... dam sobie radę... Zaraz zabierzemy się do śniadania... Powiem słów parę Renacie...
Izabella złożyła na policzkach Juliusza jakie pół tuzina głośnych całusów, powtórnie ścisnęła Pawła za rękę i zeszła na niższe piętro.
— Chciała się ona porozumieć ze studentem prawa przed wytłómaczeniem Renacie, o ile jej położenie było fałszywem, gdy by po wyzdrowieniu nie przestawała korzystać z gościnności młodzieńca.
Paweł Lantier zrozumiał.
Teraz trzeba było przygotować córkę Małgorzaty do opuszczenia mieszkania narzeczonego.
Renata skończywszy się ubierać, czekała na Izabellę porządkując trochę pokój, który jej służył za mieszkanie.
Pobiegła na spotkanie Zirzy i ucałowała ją.
— Jakżeś ładna i świeża dzisiejszego poranka! — rzekła studentka. — Pyszną masz minę!... Niktby nie uwierzył, żeś przebyła ciężką chorobę... Zdrowie wróciło, ale trzeba unikać wszelkiego zmęczenia... —
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/896
Ta strona została przepisana.