bnym żonie, którą przez dziewiętnaście lat karmił upokorzeniem i zniewagami.
W grubej żałobie wdowiej, Małgorzata siedziała w towarzystwie człowieka mającego około pięćdziesięciu lat, ubranego czarno, w białym na szyi krawacie.
Był to marszałek dworu i intendent a raczej totumfacki nieboszczyka Bertina.
— Pani kazała mnie wołać?
— Tak jest, panie Jovelet... Chciałam się dowiedzieć czyś pan wykonał moje zlecenia co do dawnego kamerdynera p. Bertin...
— Literalnie, łaskawa pani... Poszedłem wczoraj sam do pałacu barona de Rullières...
Pan de Rullières znajduje się jeszcze w swoim zamku Tréville, pod Compiegne i pan Prosper jest z nim razem...
— Trzeba było posłać do Prospera telegram... Mówiłam panu, że interes jest pilny...
— Telegrafowałem nie tracąc ani chwili czasu i myślę, że pan Prosper, którego przywiązanie do pani jest dobrze znanem, uzyska od swego pana pozwolenie przybyć dziś jeszcze do Paryża.
— To dobrze... jeżeli przyjedzie proszę go przysłać natychmiast do mnie...
— A jeżeli przyjedzie podczas pogrzebu?
— Niech tu zaczeka.
— Czy pani ma zamiar jechać za pogrzebem żałobną karetą.
— Przyzwoitość tego wymaga i ja to uczynię.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/9
Ta strona została przepisana.