Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/908

Ta strona została przepisana.

Obiad jadł w garkuchni, w towarzystwie trzech czy czterech podejrzanych jegomościom, którzy, po obiedzie, zaproponowali mu partyę pikiety.
Czując, że mu głowa cięży i zresztą, nie zachwycając się nad miarę powabami pikiety, Jarrelonge nie dotrzymał swoim towarzyszom placu i udał się na ulicę Tocanier.
Grzy wyjściu z szynku ogarnęło go zimno i w jednej chwili rozwinęło nieobjawiający się dotychczas stan opilstwa.
Potykał się co krok i ślizgał, abtego wieczora opilstwo jego było wesołe i przesuwało przed jego Oczyma widziadła różowego koloru.
Wskutek więc tego śpiewał.
Dwa wiersze zapożyczone z jednej piosenki, zwrotka z drugiej, pół kupletu z trzeciej, wszystko to napując po sobie, łącząc bez rymu i sensu, tworzyło prawdziwe pot-pourri, zakończone dziwnym wykrzykiem, któryśmy już raz słyszeli w okoliczności dramatycznej i który miał początek w improwizatorskiej werwie tego nędznika:

„Zaraz będziemy na moście
Faridondaine, faridondon.
Zaraz na moście Bercy
To tu...
Tak jak Barbari
Mój przyjaciel!...“

Dziesięć zaledwie kroków dzieliło go od drzwi domu, gdy głosem opiłym lecz dźwięcznym, zaczął śpiewać tę zwrotkę złowrogiej pamięci.