— Więc dobrze... Dam ci pięćset franków gdy się będziesz przenosił.
— Dobrze... A teraz poczęstuj że mnie... O! ja wiem dobrze że już mam dosyć. To też poprzestanę na małej kropelce rumu i potem pójdę spać...
Leopold wołał ustąpić niż się spierać.
Wziął butelkę z rumem, nalał kieliszek i podał Jarrelonge’owi, który go wypróżnił za jednym łykiem.
— Dobrze idzie... — rzekł pijak, klaszcząc językiem. Dobranoc!
Poczem udał się do pokoju, w którym sypiał.
— No, — pomyślał zbieg z Troyes zacierając ręce — osiągnąłem swój cel prędzej i łatwiej, niż się mogłem spodziewać... prawda, że mi sposobność przyszła z pomocą.... Jak tylko Jarrelonge się oddali, wyprowadzam się z kolei, nie zostawiając swego adresu i nie będę miał tego ciężaru na ramionach.
Ze swej strony pijak rozbierając się, tak mówił sam do siebie:
— Leopold jest figlarz... To też go puszczam przez nogę... Ale mu się ztąd wyniosę, muszę starannie przetrząść budę.
Poczem rzucił się na łóżko i natychmiast zasnął snem ciężkim, z którego obudził się nazajutrz bardzo późno.
Były więzień już był wyszedł.
Złodzieje z powołania — (rzecz szczególna lecz niezaprzeczona) — mają względną ufność w uczciwość swoich wspólników i ta ufność rzadko bywa oszukaną.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/914
Ta strona została przepisana.