— Zastrzeżenie to pojmuję i pochwalam. — rzekł. — Dom uczciwy i porządnie utrzymywany tak jak ten, nie powinien być widownią nieprawych stosunków...
— Właściciel tego wymaga.
— Tem więcej go za to szanuję...
— Nie masz pan psa?
— Nie, pani, ani psa ani kota...
— Nie masz pan papugi?...
— Ani papugi, ani kanarka.
— Nie masz pan jakiej maszyny?... Maszyny są zabronione, z wyjątkiem dołu.
— Żadnej a żadnej... Jestem komisantem fabryki papieru kolorowego.
— Dobrze... Chcesz pan zobaczyć pokój?
— Tak, jeżeli jest wolny zaraz...
— Jeżeli pan masz ochotę, to możesz się dziś wieczorem wprowadzić... A! muszę pana o jednej rzeczy uprzedzić...
— O jakiej?...
— Opłata za kwartał z góry...
— Zastosuję się do tej reguły i to mi nie sprawi różnicy... Jak mnie pani widzisz, jestem dosyć zamożny...
— Tem lepiej dla pana... Zaprowadzę pana.
Odźwierna wzięła klucz, wyszła z loży, której drzwi zamknęła i weszła na szerokie schody, których poręcz była z żelaza kutego, z siedmnastego wieku.
Odstępy ha schodach były obszerne, sufity wysokie, okna szerokie.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/917
Ta strona została przepisana.