— Czy masz pan pieniądze?
— Nie, ani grosza...
— A... to ubranie.
— Strój więzienny.
— Nieszczęśliwy!... — zawołała Paulina. — Bez grosza i w tém ubraniu, które zaraz ściągnie na ciebie uwagę, cóż poczniesz? — Niebawem zostaniesz znowu schwytany.
— Będę odbywał drogę nocą... — odpowiedział Lantier.
Dziewczę wydobyło z portmonetki lujdora i podało mu go.
— Weź pan to — rzekła. — To ci zawsze będzie niejaką pomocą.
— I ja dokładam swoją ofiarę, do ofiary mojéj przyjaciółki... — rzekła nieśmiało Renata, kładąc z kolei lujdora w dłoń zbiega, który nie ustawał w zapewnieniach wdzięczności, przerwanych prze Paulinę.
— Nie ma ani chwili do stracenia... — rzekła. — Pódjź pan i stąpaj cicho. Musimy zejść dwa piętra...
— Idę z panią — odpowiedział Leopold; — ale zanim oddalę, aby was pewno już nigdy nie zobaczyć, pozwólcie mi się dowiedziéć o waszych nazwiskach, abym do ostatniego tchnienia mógł błogosławić aniołów, moje oswobodzicielki.