Najprzód trzeba jej się było podobać z powierzchowności, a potem przedstawić dobre rekomendacye.
Żadna z konkurujących nie odpowiedziała tym dwóm warunkom.
Zirza znając oddawna kupcową koronek, wiedziała o tych okolicznościach i spodziewała się obrócić je na korzyść Renaty.
Przyjechano na bulwar Beaumarchais. Zirza wysadziła Renatę, odesłała powóz, minęła chodnik i podeszła do sklepu.
Za szybami, rozłożone były pyszne koronki, które uderzyły Renatę podziwem.
Kochanka Juliusza Verdier rzuciła do wnętrza okiem i rzekła:
— Pani nie ma... jest tylko popychadło... Zatem dotychczas nie wzięła nikogo. Mamy więc pomyślność za sobą... Wejdźmy...
Otworzyła drzwi.
Renata weszła za nią, drżąc trochę.
Popychadło, ruda, czternasto lub piętnastoletnia dziewczyna, z bystrą miną, z fizyognomią czysto paryzką, odpowiadająca na pretensyonalne imię Zenejdy, wstała i podeszła ku nim.
— Czy pani Laurier nie ma w domu? — zapytała Zirza.
— Nie ma, proszę pani, ale zaraz powróci. Może panie zaczekają?...
— I owszem.
— W takim razie proszę usiąść. Oto są krzesła.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/921
Ta strona została przepisana.