— Jesteś panienka w istocie znawczynią... — rzekła wreszcie. — Brak ci więc tylko łatwości w rozmowie z kupującymi paniami i przyzwyczajenia do usługiwania im, gdyż tu przeważnie kobiety tylko kupują... Zresztą przyzwyczajenie to nabiera się łatwo, jeżeli są dobre chęci...
— Ach! pani, uczynię wszystko, co tylko zależeć będzie odemnie, aby się podobać klijenteli pani — zawołała Renata.
— Odkądże będziesz mogła zająć miejsce?
— Od jutra, jeżeli mnie pani raczy przyjąć...
— Naturalnie, że przyjmuję, i zaczniesz nie od jutra, lecz od poniedziałku, to jest za cztery dni. — Obróć te cztery dni na nabranie sił, gdyż widzę żeś jeszcze bardzo słaba, chociaż utrzymujesz przeciwnie... Będziesz u mnie miała śniadanie i obiad, i na początek ośmdziesiąt franków miesięcznej pensyi... Do sklepu będziesz przychodziła o dziewiątej rano, wychodzić będziesz o dziewiątej wieczorem... W niedzielę będziesz wolną od południa, od śniadania... — Zgoda?
Córka Małgorzaty uczuła, że oczy jej zachodzą łzami.
— Ach! pani — wyrzekła z trudnością — jest to więcej niż mogłam się spodziewać, i dziękuję pani z całego serca.
Renata wzruszona podeszła do pani Laurier.
Ta z uśmiechem ujęła ją za ręce i rzekła:
— Wiem z góry, że będziemy z siebie zupełnie zadowolone... Do poniedziałku.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/925
Ta strona została przepisana.