— Muszę, skoro nie może być inaczej, ale mnie to drażni.
— Więc to bardzo pilny interes?
— Można go w ostateczności na jeden dzień odłożyć.
— I sam go załatwisz?
— Na cóż tu drugiego?... To nie jest interes pieniężny... Jest to mała zemsta...
— Blagierze!...
— Słowo...
— A więc przychodź jutro rano na ulicę Canettes pod numer... na piąte piętro, drzwi wprost schodów. Ja tam mieszkam... Zastukaj w odstępach trzy razy... najprzód dwa, a potem raz... Otworzę ci i pożyczę żelaztwa na dwadzieścia cztery godzin.
— Dobry z ciebie chłopak... Będę ci to pamiętał... Czy to jest co dobrego, to co zamierzacie dzisiejszej nocy?
— Tak sobie... Gotówki nie ma, ale jest sporo srebra i przedmiotów sztuki.
— Czy dom zamieszkany?
— Przez jednego służącego... Inni z rozkazu sądu zostali odprawieni. Pałac leży na bulwarze Malesherbes... Od strony parku Monceau wchodzi się do niego jak do swego domu.
— No, no, no! — rzekł Jarrelonge. — I dla czego też sprawiedliwość wetknęła nos do tego pałacu?
— Rzecz bardzo prosta... Jegomość, który w nim mieszkał, umarł... Miał córkę... Córka ta,
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/941
Ta strona została przepisana.