— Słuchajcie... słuchajcie... — wymówiło dziewczę z trudnością i obłąkanym wzrokiem.
— Co? czego mamy słuchać? — zapytali od razu Paweł, Juliusz i Zirza.
— Ten śpiew... czy słyszycie?... ten śpiew...
Jarrelonge kierując się na lewo, szedł ciągłe i lubował się w rozmaitego rodzaju fioriturach i passażach.
— Ten śpiew? — odpowiedziała Zirza ze śmiechem. — Ależ to pewno zwrotka piły jakiegoś pijaka.
— Nie... nie... — odpowiedziało dziewczę stłumionym głosem. Ten śpiew, to sygnał śmierci... śpiewano go mordując mnie... on zapowiada nową zbrodnię...
— Droga Renato — szepnął Paweł — nadużyłaś dziś swoich sił i zmęczenie napowrót nabawiło cię gorączki... Uspokój się, błagam cię... pozostaw umysł w spokoju!... Wyobraźnia twoja każę ci wierzyć w nieistniejące niebezpieczeństwo...
Śpiew ustał.
Jarrelonge idąc obok teatru Narodów odzyskiwał oddech.
Renata szczękała zębami.
— Ach! — rzekła czyniąc gwałtowny wysiłek dla odzyskania zimnej krwi. — Sądzicie żem nieprzytomna, lecz mylicie się... — Ja nigdy nie zapomnę wyrazów i nuty, którąśmy słyszeli. Przypominacie sobie, że powóz — powóz morderco w — przyjechał po mnie na kolej, gdym przybyła do Paryża. — Powożący nim człowiek śpiewał tę zwrotkę w tej chwili, gdyśmy
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/944
Ta strona została przepisana.