Zdawało mu się że ją jeszcze słyszy.
Kilku spóźnionych przechodniów, idących bardzo prędko, mijało się z nim lub go wyprzedzało.
Przybywszy na skwer przy wieży Ś-go Jakóba, stanął, aby lepiej słyszeć.
Mróz ścisnął ziemię, i odgłos kroków rozchodził się po nocy.
Paweł rozróżnił w stronie ulicy Victoria odgłos niepewnych kroków.
Poskoczył w tym kierunku i ujrzał przed sobą w odległości piętnastu lub dwudziestu metrów sylwetkę męzką, rysującą się w świetle płomieni gazowych.
Sylwetka ta posuwała się, idąc pod murami domów.
Nagle człowiek ścigany zaczął nucić.
Student zadrżał.
Piosnka nucona przez idącego, była ta sama, którą słyszał na moście Ś-go Michała i którą Renata, objęta przestrachem, poznała.
— To on śpiewał... — szepnął Paweł z dreszczem niepokoju. Czy ten człowiek jest zabójcą szukanym przezemnie, czy też spokojnym przechodniem? Czy się Renata nie myli? Czy nie jest to zwrotka piosenki będącej w modzie, jak sądzi Zirza? Co robić? Iść za tym człowiekiem i schwycić go za kołnierz?...
Ależ, jeżeli on niewinny, to zawoła na gwałt, wezwie o pomoc policyę, i ja zostanę aresztowany. Może Renata się myli... Szaleństwem byłoby działać na traf.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/946
Ta strona została przepisana.