— I cóż? zapytał uwolniony więzień.
— I cóż, jest daleko, jeżeli ciągle bieży... Ale powiedz mi, co to wszystko znaczy... Dla czego ta gonitwa?
— Odgadnij te zagadkę, jeżeli możesz — odparł Jarrelonge — ja na próżno usiłuję to uczynić... Widząc, że jestem ścigany zacząłem biedz, a tamten uczynił toż samo...
— Zkąd szedłeś?
— Z cyrkułu łacińskiego.
— Masz więc w tej stronie interesa?
— Nie, ale ta część miasta mi się podoba... szukałem mieszkania i zapóźniłem się.
— W jakiej knajpie?
— Nie, w miejscu bardzo szykowném, w piwiarni, gdzie usługują dziewczęta.. Było tam pełno studentów.
— I nie powiedziałeś, nie zrobiłeś nic kompromitującego? Nie szukałeś z kim kłótni?
— Słowo honoru, nie! Wypiłem parę kufli, przeczytałem gazety i trochem się poumizgał do panienek.
— To dziwna! — zawołał Leopold.
— Dla czego?...
— Bo człowiek, który cię ścigał, człowiek, z którym rozmawiałem i którego poznałbym natychmiast, gdybym go kiedy spotkał, powiedział mi, że jesteś złodziej i morderca...
— Na miłość boską wybełkotał Jarrelonge, szczękając zębami z przestrachu — on z policyi.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/951
Ta strona została przepisana.