— Niestety! Co to za łajdak ten hrabia!
— A! więc to mieliście pracować u hrabiego?
— Zdaje się, żem ci to wczoraj powiedział... u hrabiego de Terrys... Umarł przed kilku dniami... Oskarżają jego córkę że go otruła i panienka siedzi pod kluczem...
— Jednem słowem, jesteś dotknięty.
— Naturalnie.
— I jest czego; ale sobie na czém inném wynagrodzisz.. No, czy możesz mi dać to, o com ci mówił?
W mansardzie panował mróz trzaskący i złodziej śpiesznie ukrył się pod kołdrę.
— Otwórz pierwszą szufladę komody — odpowiedział i weź co ci potrzeba...
Jarrelonge śpiesznie skorzystał z pozwolenia, i wsunął do kieszeni paltota pęk słowików.
— Kiedy mi je odniesiesz? zapytał złodziej.
— Jutro wieczorem z pewnością.
— O której?
— Punkt o ósmej.
— Będę tu czekał na ciebie... Teraz pozwól mi spać, bo umieram ze znużenia. Leć i zamknij drzwi.
Jarrelonge podał rękę koledze, wyszedł z mansardy i powrócił na ulicę Tocanier.
Leopold wyszedł.
Uwolniony więzień zasunął rygle, aby się zabezpieczyć od jakiej niespodzianki i rzekł do siebie:
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/954
Ta strona została przepisana.