dział... To kłamstwo. Zdecydowany mnie okraść, nie byłby mi naiwnie dał swego adresu! A! mości Jarrelonge, Paryż jest wielki, ale pomimo to potrafię ja cię wyśledzić!...
Gwałtowny gniew nigdy nie trwa długo.
Leopold powoli się uspokoił i nalawszy sobie dużą szklankę wody, którą wychylił od razu, mówił dalej, ze względnie zimną krwią:
— Koniec końcem stało się... W obecnej chwili nie ma na tę chorobę lekarstwa, ale dobre rachunki utrzymują przyjaźń, i Jarrelonge nic na tem nie straci że trochę poczeka... Ja zaspokoję jego rachunek... zapłacę mu dług z procentem... Przed chwilą uniosłem się po głupiemu... to nierozsądek... Spokój jest siłą człowieka... Spokojnie dokończę swoich przygotowań do przeprowadzenia się... Mam tylko kilka łujdorów w portmonetce i gdy by nie sprzedaż konia i powozu, łajdak. byłby Innie? zostawił na czysto... Mój kuzynek Paskal zastąpi brak... Jednakże ukryję przed nim znakomity postępek Jarrelonge’a! — Umarłby ze strachu, do wiedz i a wszy się, — że się znajduje na łasce zbrodniarza tak niskiego rzędu.
Leopold zapakował rzeczy, zamknął walizę! wyszedł.
Udał się prosto do przedsiębiorcy.
Na zapytanie, czy pan Lantier jest w domu, kąsyer który go przyjął, dał odpowiedź:
— Pana nie ma.
— O której powróci?
— Wieczorem dopiero i to bardzo późno.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/962
Ta strona została przepisana.