— Zatem — mówiła dalej studentka — postanowiono, że nie będziemy jedli obiadu w domu...
— To się rozumie... — odparł Juliusz... — Poczekamy na Pawła i Renatę w jednej z kawiarń w okolicy placu Bastylii. Po wizycie połączą, się z nami... Zjemy obiad w restauracyi, a wieczorem odprowadzimy Renatę do nowego mieszkania.
— Jednakżem przyrzekła — rzekła Zirza ze śmiechem — że aż do dnia osiedlin, ani jeden ani drugi z was, nogą nie stąpi w tem mieszkaniu...
— Uszanujemy twóją przysięgę, jeżeli potrzeba... — rzekł Paweł. — Zostaniemy za drzwiami... — ale to będzie za surowo...
Śniadanie było wesołe.
Było już w pół do pierwszej, gdy wstano od stołu.
Dziewczęta rzuciły ostatni raz okiem na swoją toaletę. Renatą na gęste sploty jasnych włosów włożyła czarny krepowy kapelusz i udała się z Pawłem na ulicę Picpus, na którą ich wyprzedzimy.
Wiemy już, że Leopold Lantier puścił się w pogoń za Jarrelongem.
Przejrzał kolejno podejrzane knajpy, podrzędne szynkownie, piwiarnie uczęszczane przez hołotę i bale podrogatkowe, gdzie spodziewał się pochwycić złodzieja.
Poszukiwania jego były bezowocne i straszliwie zmęczony, późno po północy powrócił do swego mieszkania na ulicy Navarin.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/977
Ta strona została przepisana.