Przedsiębiorca podniósł głowę, spojrzał i zobaczył człowieka ciepło ubranego w palto podbite futrem, idącego ku domowi.
— To Leopold... — szepnął marszcząc brwi — czego on może chcieć odemnie.
Za chwilę były więzień pukał do drzwi gabinetu.
— Wejdź — rzekł Pąskal — ja wiem że to ty...
Zbieg wszedł do pokoju.
— Co cię sprowadza? — mówił dalej przedsiębiorca, zamieniając z nim uścisk ręki...
— Nasze interesa.
Pozwól mi usiąść i rozgrzać się trochę, bo na dworze mróz trzaskający... Pogadamy...
Paskal wziął krzesło, a na twarzy jego odmalował się najwyższy niepokój.
Leopold spostrzegł to i mówił dalej.
— Nie nabijaj że sobie niczem głowy... — Nie doniosę ci o żadnej katastrofie. Mam ci tylko udzielić wiadomości o zmianie w mojem położeniu, jaka zaszła od czasu ostatniego naszego widzenia.
— O jakiej zmianie?
— Najprzód zerwałem z tym łotrem podłego gatunku, używanym dla doprowadzenia do skutku wiadomych ci operacyj, który przestając być użytecznym, był ambarasującym.
— Czy zerwanie to nastąpiło w zgodny sposób? bez przykrych zajść? — żywo zapytał Paskal.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/979
Ta strona została przepisana.