Zbieg z Troyes uczynił żywe poruszenie gniewu i zagryzł usta, ażeby nie wybuchnąć. Ale nie chcąc przestraszać krewnego, odpowiedział:
— Zupełnie zgodnie... — łotr został hojnie wynagrodzony i jest bardzo zadowolniony... on udał się W swoją stronę, a ja w swoją...
— Ty?...
— Tak... Z łatwością zrozumiesz, że moje zaufanie do Jarrelonge’a ma swoje granice... Ten biedak może być wplątany w jakie przykre interesa, o których ja nie wiem, coś wypaplać na mnie, zresztą popełnić jakąś nieroztropność... Na wszelki wypadek, przestając być z nim w stosukach, sądziłem, że dobrze będzie zatrzeć swój ślad za sobą i przynoszę ci klucze od domu na ulicy Tocanier.
To mówiąc, Leopold położył klucze na biurku Paskala.
— Opuściłeś pawilon? — zapytał ten ostatni z miną zdziwioną.
— Tak.
— Kiedy?
— Wczoraj... Powtarzam ci, że roztropność tego wymagała...
— Cóżeś zrobił z koniem i powozem?
— Sprzedane...
— Na twoją korzyść?
— Naturalnie.
Paskal się skrzywił...
Postępowanie takie wydało mu się lekkiem, ale nie śmiał tego okazać i mówił dalej:
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/980
Ta strona została przepisana.