Podniósł się, blady jak widmo, trzęsąc się z nerwowego drżenia i bełkocąc:
— Zamordowali!...
Paweł przypisał to widoczne pomięszanie naturalnemu wzruszeniu, wynikającemu z opowiadania dziewczęcia.
— Tak, mój ojcze — odpowiedział — zamordowano panią Urszulę, tak jak chciano, na dwa dni przed tem, zabić Renatę, zrzucając ją z mostu Bercy do Sekwany, lecz szczęśliwy wypadek zmylił wyrachowania morderców... Renata spadła na kupę śniegu który złagodził jej upadek... Bóg mnie zesłał, abym ją ocalił... kocham ją i chcę ją pomścić...
— Pomścić... — powtórzył Paskal ze drżeniem.
— Przysiągłem to, mój ojcze... Zbrodni nikt nie popełnia bez przyczyny... Celem tej było niedopuszczanie spotkania pomiędzy Renatą i jej matką, bez wątpienia żyjącą i bogatą, której pożądano majątku... Gdyby nie to, dla czegóźby zastawiano sidła na biedne dziecię, które nie mogło mieć nieprzyjaciół?... Pani Urszula miała sobie powierzone ważne papiery i zabito ją, aby jej takowe zabrać... — Onegdajszej nocy goniłem za jednym z morderców, jestem tego pewny, mam dowód; — udało mu się uciec lecz poświęcę życie na jego odszukanie. Bóg pozwoli mi go odnaleźć i wtedy biada mu, biada jego wspólnikom!
Paskal czuł, jak dreszcz obawy przebiega mu po ciele, a zimny pot zwilżał korzenie jego włosów.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/996
Ta strona została przepisana.