ja do niego po pożyczkę: prosić o taki sposób, żeby mi już niczego nie było trzeba od nikogo. Niestety, nie mogę się odzwyczaić od pragnienia jak największych skarbów; tak to nauczyłem się rachować u Homera według liczby i wagi:
Siedm dam ognia językiem jeszcze nie tkniętych trójnogów,
Dziesięć złota talentów i miednic lśniących dwadzieścia,
Koni rączych dwanaście.[1]
Kto wie, może dlatego uważają mię niektórzy za wielkiego chciwca».
Wtedy roześmiali się wszyscy z jego — jak myśleli — szczerego wyznania, sądzili bowiem, że mówi prawdę. Nagle ktoś powiedział: «Teraz z tobą sprawa, Hermogenesie, wymień swoich przyjaciół; musisz wykazać, że wielką mają potęgę i dbają o ciebie, inaczej nie byłoby słusznem szczycić się nimi».
Hermogenes: «Jest rzeczą powszechnie znaną, że i Hellenowie i barbarzyńcy wierzą, iż dla bogów nie ma tajemnicy ani teraźniejszość, ani przyszłość. Nieprawdaż? Przynajmniej wszystkie państwa i wszystkie ludy za pośrednictwem mantyki[2] pytają bogów, co wolno, a czego nie wolno czynić. I to przecież także jest całkiem jasne, że wierzymy, iż bogowie mogą obdarzać łaską lub zsyłać nieszczęścia, — wszyscy przynajmniej proszą bogów o łaskę i o obronę przed nieszczęściem. Otóż ci tak wszechwiedzący i tak wszechmocni bogowie z życzliwej przyjaźni tak dalece o mnie dbają, że nigdy, dniem i nocą, nie mogę ujść uwagi ich troskliwego oka, dokądkolwiek pójdę, do jakiejkolwiek czynności się zabiorę. Dzięki temu, że wiedzą naprzód, jaki obrót weźmie każda sprawa w przyszłości, dają mi znać przez swoich gońców, co wolno czynić, a co nie, śląc mi glosy, sny i ptaki.[3] Jeśli tych gońców słucham, nigdy potem tego nie żałuję, ale za nieposłuszeństwo już spotkała mnie swego czasu kara».
Na to rzekł Sokrates: