niem przeglądać się w nurtach Lemanu, którego źwierciadła leżą spokojnie, i dopóty za sobą zdziwione przyciągają oko, dopóki w mglistej nie znikną oddali. Urocze Helwecyi wdzięki, opuszczając nieco z swojej wzniosłości i powagi, zstępują do rzędu widoków, między któremi już nie drży, nie uwielbia, ale rozpływa się serce. Księżyc rozsyła srebrne promienie, by uwieńczać gór szczyty niepewną jasnością; chmury się zwolna przesuwają i mięszając się do śniegów, zdają się między niemi roztapiać; błękity niebieskie i wody jeziora połączone przestrzenią nieznaczną i słabym tylko oświecone blaskiem, zdają się jedną składać krainę, w której i wielkie wznoszą się ogromy i lekkie snują się chmury, podobne do statków żeglujących w otchłani białych śniegów i niebieskich obszarów.
Ale drogi mój! ty łacno pojmiesz, że nad te wszystkie cuda natury, nad te czarowne Szwajcaryi okolice, wolałbym widzieć brzeg naszej Wisły lub Narwi, poglądać na Gopła fale! Oko zajmuje się Lemanem, ale serce wzdycha za Polską i powtarzam sobie nieraz ów wiersz Mickiewicza:
Wokoło mnie kraina dostatków i krasy,
Nademną niebo jasne . . . . . . .
Dlaczegóż ztąd ucieka serce, w okolice
Dalekie — i niestety! jeszcze dalsze czasy?[1]
- ↑ Przedrukowane z wydania Paryzkiego z 1860 r.