marzeń; a pod tem wszystkiem Dantejskie piekło, buchające czasami kraterem Wezuwiusza, Etny, Stromboli! A nad tem wszystkiem przesłona dzika i pełna żałoby, czyściec Dantejski, unoszący się w powietrzu między grobami, na których kwiaty rosną i migają luciole, a niebem, gdzie drugie luciole świecą! luciole pana nad pany, muszki wszechświata, świętojańskie robaczki przestrzeni; a tam gdzie one na mlecznych drogach oparte, Raj się poczyna, Raj niedojrzany, w którym Beatrix niewidzialna mieszka! A cień, odbłysk jej, mara jej, czasem przesunie się na dole, czasem odbije się w magicznem zwierciedle niebios, w tem zwierciedle zwanem włoską ziemią.
Tak więc z tych słów sądziłbyś, o Edwardzie, że mi serce, jak grób Rafaelowski Maryi, porosło w kwiaty, że duch mój cały przetkał się gwiazdami! Nie, Edwardzie, bo posępne lice świata, ogółu smutek, moje indywidualne uniesienia gasi, zabija i niszczy. I sam zresztą zawszem taki sam jakim mnie znałeś — błąkam się, i błądzę, i szukam, i czasem gdy piosnkę zaśpiewam, to taką:
O nie mów o mnie, gdy mnie już nie będzie,
Że ciebie tylko goryczą zraniłem,
Bo ja goryczy kielich także piłem
Zawsze i wszędzie!
O nie mów o sanie, gdy mnie już nie będzie,
Że tobie tylko los życia popsułem,
Bo własną dolę sam także zatrułem
Zawsze i wszędzie!
Ale mów o mnie, gdy mnie już nie będzie,
Że Bóg jest dobry, że mnie schował w grobie,