Mój drogi Edwardzie! List twój kochany i taki dobry wczoraj odebrałem, ale powodu milczenia twego nie pojmuję dotąd. Od roku 1839 w lecie, kiedyś był łaskaw mi pieniędzy przysłać, ja pewno z piętnaście razy do ciebie pisałem, a nigdym odpowiedzi nie odebrał. Wreszcie przed trzema miesiącami, odsyłając ci owe tysiąc rubli, także pisałem, i pisałem jak do tego samego zupełnie, z którym na łódce pożegnałem się wśród błękitów morza i nieba 1835 r. Widzisz ztąd zaraz, że ani przestrzeń, ani czas najlekszej odmiany nie przyniósł do serca mego, i żem wiecznie tak samo cię kochał i ufał tobie. Lecz i na ten list nie odpisałeś nic, tylko rewers z podpisem twoim bankier mi przysłał. Wtedy coś gorzkiego wstąpiło mi do duszy. Nie myśl, by jak a gorycz przeciwko tobie, o nie, ale sroga przeciwko losom moim; bo wydało mi się, że nosisz w samej głębi serca jakiś wyrzut ku mnie, i że on przeszkadza ci mówić ze mną. Wtedym oznajmił Skibickiemu żal mój, i prosiłem go, by do ciebie o nim napisał! Nie porozumiemy się, Edwardzie drogi, aż się obaczym i głosem żywym nie martwą literą się pojednamy!