Różnym zbiegiem okoliczności stało się, że dopiero przedwczoraj odebrałem oba twe listy, owe tak nagle po sobie pisane, z których następny poprzedzającego rozświeceniem. Dzięki Bogu, że oba razem dostały się do rąk moich, bo ostatni prawdziwie mi był ulgą i pociechą po przeczytaniu pierwszego, który niepomału mi po całem sercu się był rozszedł niewymownym bólem. Dziwiłem się albowiem fatalności nieporozumienia, która mnie przed twą myślą przemieniała w tej chwili na bezserdecznego twego serca kaleczyciela i obraziciela, na grubianina duchowego; kiedy właśnie pisząc do ciebie, byłem się czuł Jaźnią żywą, całkiem ku tobie podaną, kochającą cię sercem a rozumiejącą umysłem, że możesz potężnie przyłożyć się do zbawienia Ducha ogólnego, i dla tego też polecającą go opiece twej myśli, opatrzności twej cnoty, działaniu twoich czynów! Otóż na chwilę, pókim twego drugiego listu nie przeczytał, doznałem gorzkiego wrażenia, lecz nie myśl by przeciwko tobie, nie, owszem, wszelkie w tobie zaraz uznałem umiarkowanie i powściągliwość. Dziwiłem się nawet, że gorzej na mnie nie napadasz, jeśli już pomyliwszy się, z tej pomyłki dna do mnie