nie szczędził gorzkich przymówek i szeroko się nad niemi rozwodził, skarżąc się mianowicie na dumę Adama i, jak się wyraził, na lekceważenie współzawodników. Nie dziw, że wśród zapału ogólnego, w rażenie, które Słowacki wywołał, nie wypadło na jego korzyść, i że wśród obecnych w tej chwili nie znalazł uznania, na jakie skądinąd jenialny jego talent zasługiwał, i któreby niechybnie był uzyskał, gdyby zawiść i namiętność nie tak jaskrawo się przebijała była z jego zresztą mistrzowskiej improwizacyi[1].
Pod wpływem tego wrażenia, ten, który kreśli te słowa, wracając późno, bo już przy białym dniu, do swego mieszkania, nazbyt będąc wzruszonym, aby się udać na spoczynek, napisał list do Zygmunta Krasińskiego, wówczas w Rzymie bawiącego, opisując mu tak zajmujący wieczór, a mianowicie ową dramatyczną scenę, jaka zaszła między dwoma wieszczami. Oto jest odpowiedź na ten list, którą tem chętniej udzielam y, że obok nieporównanej piękności wyrażenia się autora Irydiona, pismo to charakteryzuje człowieka. Pochwały a nawet uwielbienia, jakie szczodrą ręką sypie na dzieła Juliusza Słowackiego, tem więcej są ciekawe i uwagi godne, że, jak wiadomo, nieco później Słowacki stawiając się w roli trybuna ludu, zwiastuna nowej ery, a zatem wyżej nad przyjaźń i obowiązki wdzięczności łączące go z Zygmuntem, nader silnym ironią i niepoślednich piękności wierszem, ostro odezwał się do Zygmunta i gromił go najniesłuszniej. Jak ten ostatni cudownym i potężnym wierszem, tchnącym najszlachetniejszemi uczuciami, odpowiedział na obelgę
- ↑ Opis tego wieczoru porównać z opisem podanym przez prof. Małeckiego w dziele: „Juliusz Słowacki“ T. II p. 240. „Wydanie z r. 1881.