dzice dzieciom rozżarzone węgle kładą na głowę! Ci coby kochać się powinni; i czują że powinni, i czują że Bóg ich na to stworzył — nie cierpią się lub nudzą się jedni przy drugich, nie rozumieją się nawzajem! Domy ciche, napozór domy otoczone łanami zbóż spokojnych i sadem owocowych drzew, gdy wejdziesz w ich progi, piekłem ci się wydadzą; nie owym, gdzie grzmi piorun bożej potęgi i gdzie szatan Miltona zasiada na tronie wśród nieskończonych cieniów, ale piekłem potocznem, piekłem codzienności, kędy sztyletów i żmij niema, ale są krople zatrutego oleju, sączące jedna po drugiej do lampy życia, i kolce drobniutkie podobne kaktusowym, których dojrzeć nie potrafisz, a zatem wyjąć nie możesz, a które jednak całą rękę przejmą ci świerzbieniem, bólem i gorączką. W takich ustroniach piekielnych najwięcej serc zwiędło na ziemi. Szczęśliwy ten, komu pęknie serce wśród burzy, kogo zdruzgocze olbrzymi obryw skały, kogo żelaza przybiją! Ten przynajmniej wie czemu upadł i czuje godność swoją w upadku godzinie! Otóż to wszystko dzieje się na równinach, na padołach skończoności!... To wszystko jak gruba zasłona kryje niebo, prawdę, ideały i szczęście; to stanowi pokusę, niedowiarstwo odmętu, zaślepienia, które wiedzie do straty wszelkiej otuchy i nadziei, do ostatecznego zwątpienia! Pokusy niema straszliwszej, wszystkie inne są tylko chwilowe! Ta jedna ciągła, poczyna się z pierwszym dniem życia, a kończy się z ostatnim! Kto ją przemógł, kto własnym oczom nie wierzył, kto dotknął się lodu a rozumiał że żaru, kto miał ręce pokolone cierniami a o różach nie przestał marzyć, kto widnokrąg zasnuty mgłami za fałsz poczytał, za fałsz napomykający o prawdzie błękitów: ten
Strona:PL Z Krasiński Listy (Lwów) 3.djvu/82
Ta strona została przepisana.