Gdy tkwią w jej sercu te gwoździe krwawe,
Korony Twojej tkwi ostry cierń,
Podnosi, milcząc, swe oczy łzawe
I za bezmyślną modli się czerń,
Co wokół wznieca wrzawę.
To znów zamglonym w dal sięga wzrokiem,
Gdzie przyszłych wieków i kres i byt,
W przepastne głębie owiane mrokiem,
Tam, gdzie jutrzenki nie błyska świt,
Tam duszy sięga wzrokiem.
Przez śmierć męczeńską, niosąc zbawienie,
Skonał wybrany Ludzkości Syn.
Skądże te mroki wieczne i cienie?
Czyliż nie zmazał wszystkich jej win? —
Wciąż dręczy nas zwątpienie.
Na górze Lebek, u skał rubieży,
Już dziewiętnasty śnisz, Matko, wiek.
Wciąż fala wichru za falą bieży,
Wezbrały łzawych koryta rzek
I mrok się wiecznie szerzy...
Tysiące braci dziś w imię krzyża
Z Chrystusem dzieli jednaki los,
Strona:PL Z bratniej niwy.djvu/19
Ta strona została uwierzytelniona.