Strona:PL Z bratniej niwy.djvu/33

Ta strona została uwierzytelniona.

MORSKIE OKO.

Wilgoć nawskroś mnie przenika, płaszcz zarzucam na ramiona.
Rosą lśni kosodrzewina. W dole widny siny las.
Strome wirchy gór nadbrzeżnych otuliła mgła skłębiona,
Wszystko milczy dookoła, jak zaklęte w zimny głaz.

W rozpadlinach śniegi leżą, ku jezioru strumyk bieży,
Zamarł, zda się, w wartkim pędzie. Zmilkły szmery górskich ech.
Próżno smutek chcesz rozproszyć, co ci w sercu na dnie leży,
W tym padole ciszy ponoć nie zadźwięczał nigdy śmiech.

Coraz większym to jezioro darzy smutku mnie ogromem
Czuję powiew dookoła bezlitośnych śmierci tchnień...
Niby posąg stoi góral i kieruje zwolna promem,
A mnie, zda się, nie wiem czemu, że ster trzyma duch czy cień.