Wyliczyć wszystko, co znał Eugeniusz,
Anibym umiał, anibym chciał;
Ale w czem jego zajaśniał gieniusz,
Co ze wszystkiego najlepiéj znał,
Co od młodości jeszcze niewinnéj
Męką i szczęściem stało się dlań,
Czemu w tęsknocie ducha bezczynnéj
On po dniach całych przynosił dań,
To namiętności nauka tkliwéj,
Któréj w swych pieśniach Nazo hołd niosł,
I za nią świetny, ale burzliwy,
Jako męczennik skończył swój los
W Mołdawii między stepy dzikiemi,
Zdala od włoskiéj, rodzinnéj ziemi.
Jak wcześnie umiał on żyć obłudą,
Pałać zazdrością, nadzieję skryć,
To oczarować, to zwieść ułudą,
To być ponurym, to smutnym być,
Czasem posłusznym, lub pełnym pychy,
Lub ognia uczuć, chłodnym jak głaz;
To znowu tęskny, milczący, cichy,
A jak ogniście wymowny w czas.
Listy miłosne pisał niedbale,
Jedném oddychał i jedno czcił,