Jakżebym wtedy pragnął z falami
Choć jedno mgnienie u jéj stóp tkwić,
Ze czcią je pieścić memi ustami
I wieki szczęścia w téj chwili żyć!
I w uniesieniu młodości wrzącéj
Takem nie pragnął całować lic,
Ust, albo piersi, żądzą palącéj:
Z tą się rozkoszą nie zrówna nic!
Nawet największe namiętne szały
Nigdy tak duszy méj nie wstrząsały!
O, ja pamiętam te chwile błogie,
Kiedy w spełnieniu uroczych mar,
Trzymając czasem jéj strzemię drogie,
Jam ręką nóżkę jéj cudną wsparł.
A to dotknięcie w méj wyobraźni
Płomieniem marzeń namiętnie wre,
Znów zwiędłe serce zapala, draźni,
Tęsknota, miłość ogarnia mię!
Lecz na cóż długie te uwielbienia
Piać gadatliwą dziś lirą mą?
One ni uczuć, ani téż pienia,
Jakie natchnęły, niegodne są.
Słowa spojrzenia czarownéj wróżki
Tak są zwodnicze jak i jéj nóżki.
Lecz cóż Oniegin? oto wpół śpiący
Z balu do domu już wraca spać,