Podniósł ją z ziemi; włosy rozpostrze,
I o nie szaszki[1] ociera ostrze;
I głowę, co już życiem nie świeci,
Bierze, w kosmatą burkę okrywa,
Skacze na konia i nazad leci.
Koń rży, szczeciną staje mu grzywa,
Bo strach nieziemski włada rumakiem:
Chrapie, całego okrywa piana,
Gryzie wędzidło, nie słucha pana,
Mknie bystro w góry, że zda się ptakiem.
Już słońce gaśnie; i oto zrazu
W ciemnościach ginie cała natura;
Pełzną milcząco z szczytów Kaukazu
Jak węże jedna za drugą chmura,
Dziwną grę tworząc pomiędzy sobą;
Potém, spadając w ciemnych skał jarze
Po ostrych krzakach, pereł ozdobą
Darzą ich listki zeschłe w dnia żarze.
I z hukiem pędzi tam strumień szary;
Piana z pod trawy nad nim się toczy
I błyszczy we mgle ciemnéj pieczary
Martwo, jak w głowie uciętéj oczy.
Lećźe, leć daléj, jeźdzcze po drodze!
Okryj twe ciało burką szeroką,
I dzielną dłonią schwyć silnie wodze,
Popędzaj konia, miéj baczne oko;
- ↑ Szaszka, szabla czerkieska.