Jego towarzysz o długiéj grzywie,
Z spuszczoną głową stąpa ponury.
Jeździec pod burką coś w ręku trzyma,
I jak skarb strzeże jeszcze oczyma.
Pomyślał starzec: „to córka miła
Drogi podarek ojcu przysyła.”
I niecierpliwie starzec go czeka.
Tak wolno jedzie i czegóż zwleka?
Już blizko: staje, burki odsłoni,
I oto nagle ze drżącéj dłoni
Upuszcza ojcu podarek krwawy,
Co martwo toczy się śród murawy.
Nieszczęsny bieży, spogląda zblizka,
Poznaje głowę drogiéj Leili:
W szale boleści nagle w téj chwili
Chwyta ją, do ust swoich przyciska,
Jakby całując jéj martwe wdzięki,
Chciał z nią ostatnie podzielić męki.
W ten pocałunek, westchnienie jedne,
On nagle wylał swe życie biedne,
O! bo już nieraz ludzie i losy
W zbolałe serce zadali ciosy!
I nić żywota za jednym razem,
Jak nić przez ogień strawiona, rwie się.
A w martwych zmarszczek oblicza lesie,
Śmierć się maluje tęsknym wyrazem.
Dusza tak szybko jakoś ulata
Od zgnębionego boleścią ciała,
Że myśl, co w starca życie się wplata,
Z oblicza uciec już nie zdołała.
Strona:PL Z obcego Parnasu (antologia).djvu/187
Ta strona została uwierzytelniona.