Niedostrzeżony tam się podkrada.
W okół milczeniem noc cicha włada,
Bo z krwawéj walki on, pełen sromu,
Sam jeden tylko wraca do domu.
Spieszy, znajoma sakla już blizka,
Gdzie konające światło ogniska.
Jak może, ducha w odwagę zbroi.
I ot na progu sakli już stoi:
Znajduje druha swego Selima,
Którego niemoc na łożu trzyma.
Starzec samotny, milcząc, umiera;
Nie poznał gościa, próżno nań wziera.
„Wielkim jest Ałłach! on cię młodzianie
Jasnym aniołom kazał pilnować,
Od wszelkiéj zdrady, zguby zachować,
Aż imię twoje sławném się stanie.
A co tam słychać?” Selim zapyta,
I oko ogniem nadziei błyska;
Powstał na łożu i za broń chwyta,
Z zapałem drżącą dłonią ją ściska:
I w wojowniku krew młoda płynie,
Jeszcze zagrała w zgonu godzinie!
„Przez dwa dni trwała walka zawzięta.
Ojciec i bracia moi polegli;
I mnie czekały niewoli pęta.
Już mi wrogowie drogę zabiegli;
Ale umknąłem, i jak zwierz dziki,
Ścigany kryję się w puszcz tajniki,
Śród nieprzebytych gęstw szukam drogi,
O głaz i krzaki krwawię me nogi;
Strona:PL Z obcego Parnasu (antologia).djvu/198
Ta strona została uwierzytelniona.