z Tegnera.
Na pustyni méj drogi gwiazd liczne orszaki
Srebrzystym swym uśmiéchem witają me oczy;
Czemuż ja nie mam skrzydeł jako lotne ptaki,
Żeby swobodnie wznieść się aż w ten świat uroczy.
Na obłoku złocistym, co przepływa w cieni,
Anioł mi się ukazał: trzyma arfę, w dłoni,
Nachyla się, już spływa do ziemskich przestrzeni;
Boskie jego spojrzenie, a święty blask skroni.
Ujął arfę i śpiéwa i w jéj struny trąca,
Szmer wiatru pienia jego cudnie rozprzestrzenia;
Ach! teraz cię poznaję pieśni czarująca,
Nieraz słyszałem ciebie w krainie marzenia.
Pamiętam, kiedyś tego widziałem anioła,
I z gwiazd tych bracia jego do mnie się ozwali,
A dzisiaj jam samotny, tęsknota dokoła
Ściga mię w tłumie ludzi i od niego w dali.
A te anielskie śpiewy, te stropy gwieździste
Obudzają w méj duszy przeszłości pamiątki.
Ach! w te kraje harmonii i w te sfery czyste,
Pozwólcie mi anieli unieść ducha szczątki.