— Po co? Tak było za mojego dziadka, tak było za ojca, niech będzie i teraz.
— Dlaczego pan nie zmienił swych przestarzałych maszyn roboczych na nowe, nie wprowadził pędu mechanicznego, nie rozszerzył okien, nie urządził wentylacji?
— Po co? Tak było za mojego dziadka, tak za ojca, niech będzie i teraz.
W dwa lata potem.
— Dlaczego pan zbankrutował?
— Przez złość ludzką! Obok mojej fabryki otworzono drugą, tej samej branży, tylko urządzoną zupełnie nowocześnie i dobito mnie. Niecna złość ludzka, nic więcej!
W znajomej mi księgarni spostrzegłem włościanina, który zdawał się być zakłopotany.
Uradowany widokiem kmiotka w oficynie oświaty i kultury, zapytałem:
— A może wam w czem dopomódz, gospodarzu? Ja tu, choć obcy, ale jak swój.
— Ano to widać Pan Bóg mi pana zesłał — odparł chłop. — Kręcę się ta od godziny po tej zatraconej ulicy i aż do tego sklepu zalazłem. Bo to niby potrza mi ze trzy butelczyny