— Czemużeś mi to uczynił? — zaryczał bity.
— Bo jestem komunistą i uważam, że felczer też żyć musi.
Istniało pewne biuro rządowe, a w niem około stu pracowników. Nie działo się im zbyt dobrze, ale też i niezupełnie źle, często bowiem słyszało się w biurze śmiech i wesele.
Nagle pewnego dnia, jak nożem uciął. W biurze zapanowała atmosfera posępna. Śmiech i radość ulotniły się.
— Co się tutaj stało? — zapytałem jednego z urzędników, widząc skwaszone miny wokoło.
— Nowa lokatorka zainstalowała się u nas — odpowiedział i zatruła nam całą atmosferę.
— A któż to taki i jak się nazywa?
— To osoba bardzo bliska naczelnika i jego dwóch pomocników. Nazywa się Protekcja.
Mieszkam przy szosie, niedaleko miasta powiatowego i zauważyłem od dni kilku, iż jed-