Tak gdy śmierć spiekła gorączką straśliwą,
Opanowała członki osłabione,
Porwały parki ręką nieżyczliwą,
Nici dla niego na kłębek zwinione.
Zabłysnął szkarłat, wątki się zerwały:
Zwiądłeś Erneście, zamknąłeś swe oczy,
Jako narduszek gdy go wiatr zuchwały,
Zegnie ku ziemi i piaskiem przytłoczy:
Zwiądłeś tak prędko, iak narcys wiednieje,
Gdy się z modrawą Jowisz ręką sroży
Jak kwiat różany usycha, blednieje,
Kiedy go burza na ziemię położy.
Smierci okropna! co wszystko zwyciężasz,
Co sadzisz w ziemi tryumfu cyprysy,
Czemu zuchwale swe łuki natężasz,
I puszczasz krótkie i bez liści cisy?
Już Ernestowi, dowcip, czystość miła,
Wzrastaiąc między oyczystemi progi,
I obyczaie, które zaszczepiła
Pobożna matka, wznoszą pomnik drogi.
Szczęśliwa szkoła która się patrzała
Na łagodnego ucznia obyczaie,
Godzien pradziadów! sama powiedziała,
Wnim się i cnota oycowska wydaie.