Strona:PL Zamek Kaniowski (Seweryn Goszczyński) 082.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

I żmie ją niby i niby wypiera,
Potem martwego pościelą otula,
Wymawia scicha słowa ucinane,
Zbroczonem płótnem cała się wyciera,
I, wolnym krokiem, idzie do zwierciadła:
Stanęła, z lampą w ręce konającą;
Spokojna, — tylko oczy się jej mącą.
Czerń rozjuszona właśnie wtedy wpadła
Gdy, w tej postaci, stała u zwierciadła.
I konające potępieńca oczy,
Gdy je śmierć grzeszna pod swe bielmo toczy,
Już oblężone katów piekła zgrają,
Piekielnych krain witane już cieniem, —
Nic groźniejszego widzieć niezdołają
Przed ostatecznem na wieki zgaśnieniem.
Ta wpół kobieta, wpół grobów maszkara,
Z gasnącą lampą w rękach ubroczonych, —
Jak gdyby z gwiazdą swych dni policzonych;
Ten kozak za nią, co, jak zbrodni kara,
Choć piętnem mordu cechowany cały,
Przecież, niewolnie, staje osłupiały