Strona:PL Zamek Kaniowski (Seweryn Goszczyński) 103.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Zawsze w pustynie czczości wzrok zapada:
Ani kurzawy, po drożynie, dziada.
Jak tylko zajrzyć, wokoło tumany;
Snują się jary, wstają w piątrach wzgórza;
Śród nich, gdzieniegdzie lasek się zachmurza;
Błyszczy dnia resztą dach zamku blaszany;
Błyszczy, na prawo, Dniepr, dołem rozlany.
W błędnej z tysiącznych węzłów plątaninie,
Liczne się drogi na lewo rozbiegły:
To, skrętnym wężem, pełzną po wyżynie,
To się, jak wstęga, snują po równinie,
To w paszczach jaru giną niespodzianie, —
Aż razem znikną w dalekim tumanie.
Tak tu wyraźny ten widok rozległy,
Że zliczysz wszystkie przydrożne figury;
A oczy lepsze dostrzec nawet mogą:
Gdzie jaki żebrak ciągnie którą drogą,
Gdzie koło błyska pośród pyłu chmury.
A, dnia ostatkiem, zachód pozłocony,
Pocieniowany lotnemi obłoki,
Jest jak zwierciadło tej ponętnej strony,