Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/11

Ta strona została przepisana.

majowy wieczorny blask, trochę liliowy, złagodzony jeszcze bielą firanek.
— Dlaczego Tecia włożyła dziś broszkę? — spytał znów Tadeusz.
Dziewczyna zaczerwieniła się nagle, jak wiśnia, i milcząc spuściła głowę.
— Tyle razy prosiłem... — ciągnął Wielohradzki, kołysząc się na krześle — żeby Tecia nie nosiła ani broszek, ani maneli, ani żadnéj norymberszczyzny... Żadna dama, która się umie ubierać, nie nosi na codzień biżuteryi — co najwyżéj kolczyki, zawsze jedne i te same, i pierścionek... Tecia nie ma gustu za centa, a w dodatku słuchać mnie nie chce...
— To nie ja... to babcia... — wyszeptała wreszcie Tecia.
— Co babcia?
— Kazała mi włożyć tę broszkę koniecznie... jak babcię kocham!...
— Znowu?...
— Co?
— Jak babcię kocham!...
— Przecież pan mi pozwolił... — tłómaczyła się dziewczyna.
On założył nogę na nogę i stopą, odzianą w pantofel z monogramem, kiwać zaczął.
— Nie o to chodzi... — wyrzekł, mrużąc oczy — ale po co Tecia broszkę włożyła na siebie?
— Powiedziałam już: babcia mi kazała...