Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/119

Ta strona została skorygowana.

z nas mu ręki nie poda... Nie sądzę, ażebyś chciał się wyróżnić.
Tadeusz dwuznacznie wzruszył ramionami, lecz Malewicz nalegał gorąco.
— Teraz powinniśmy trzymać się wszyscy razem i nie dać temu proletaryatowi literackiemu zjeść nas swemi potwarzami i szantażami. N’est-ce pas?...
I Tadeusz, patrząc w ziemię, odparł:
Certainement!
Malewicz uścisnął go kilkakrotnie za rękę i tryumfująco zabrał swój brulion, który rozłożył na sofie.
— Pójdę teraz do Kafthana... pokażę mu manuskrypt i opowiem rzecz całą.
Wyszedł.
Tadeusz powrócił do biurka zły i osowiały. Rad był, że nikt go nie widział spacerującego pod rękę z Malewiczem. Przypomniał sobie nocną rozmowę z matką, postanowienie unikania tych ludzi. W głębi jego duszy tkwiło jeszcze przekonanie, że Malewicz postąpił źle, lecz już z drugiéj strony Radolt powoli tracił swą rolę ofiary. Malewicz miał racyę mścić się za rozsiewanie nieuzasadnionéj potwarzy. Zdrowy, tryumfujący, czysto ubrany i grzeczny hrabia przeważał szalę sympatyi na swą stronę.
Impulsywność bowiem Wielohradzkiego oparta była jedynie na materyalnych wrażeniach. Zmysły rozstrzygały o jego sympatyach i antypatyach.